
Joga, sekty i wschodni okultyzm cz. I
Joga, sekty i wschodni okultyzm cz. I
Nowe ruchy religijne są nowym i niezwykle specyficznym zjawiskiem społecznym. Na świecie ujawniły się i nasiliły dopiero po drugiej wojnie światowej. W Polsce, gdy 17 maja 1989 roku wprowadzono w życie ustawę gwarantującą wolność sumienia i wyznania zanotowano gwałtowny wzrost nowych związków wyznaniowych – z około 30 formalnie działających kościołów do około 165 działających obecnie. Ustawa ta, a także sekularyzacja zagwarantowała pluralizm religijny w Polsce, który przejawia się między innymi w działalności tych ruchów. Współcześnie termin sekta nie występuje ani w ustawodawstwie polskim, ani w języku naukowym, ponieważ przez dziesięciolecia nabrał pejoratywnego zabarwienia. Kojarzy się z herezją, potępieniem i dyskryminacją w stosunku do ludzi innych wyznań. Obowiązujące terminy „związek wyznaniowy” i „nowe ruchy religijne” wyrażają postawę wolną od wartościowania i aksjologicznych uwarunkowań.
Niezależnie od nazwy każdy związek wyznaniowy, nowy ruch religijny czy sekta w swojej ideologii i założeniach uważa, że posiada monopol na ludzkie szczęście. Wiedzą jak osiągnąć transcendentne doświadczenie, jak zharmonizować więź z bogiem, przemieniają świadomość, podają etos samorealizacji oraz posiadają przepis gwarantujący rozwój sił duchowych i kreatywnej twórczej mocy człowieka. Badacze i naukowcy wskazuje obecnie na dotykający nas kryzys wszelkich wartości, który przejawia się uczuciem pustki, niepokojem, dezintegracją wolności i więzi ludzkich. Zanikają społeczne autorytety, a zbyt duża instytucjonalizacja religii odarła ją ze sfery sacrum. To tylko niektóre elementy przyczyniające się do popularności innych systemów aksjonoramtywnych, innych ideologii, innych wymiarów religijności i duchowości.
W skład nowych ruchów wchodzą rozmaite ścieżki duchowe, medytacyjne, odłamy dominujących religii, ruchy neopogańskie i organizacje i okultystyczne. Skupiają one w sobie synkretyzm filozofii wschodu, zachodniego ezoteryzmu, europejskiej kultury chrześcijańskiej, a nawet świeckie nurty związane na przykład z ekologią. Wszystkie mają na celu odnowę duchowości. Czy to za pomocą treningów umysłowych, kosmicznej energii czy nawet psychodelików pragną nadać jednostce pełną samoświadomość i przyczynić się do jej wszechstronnego rozwoju. Oczywiście istnieje wiele ruchów, które niosą ze sobą zagrożenie dla zagubionych jednostek i poprzez techniki psychomanipulacji próbują dokonać jej tonalnego wchłonięcia. Istnieją również takie, które faktycznie próbują wnieść w ludzkie życie nową jakość, dając poczucie spełnienia i samorealizacji. Niektórzy badacze widzą w nich potencjał i traktują je jako nowe formy terapii psychologicznej. Jak wskazuje socjolog Maria Libiszowska-Żółtkowska zachodni badacze „(…) widzą we wspólnotowych grupach religijnych alternatywną formę terapii i zaburzeń psychicznych wywołanych anomaliami współczesnego życia społecznego i rodziny. Grupy te pozwalają młodym ludziom rozwiązywać własne problemy egzystencjalne, zapewnić poczucie sensu życia, zaspokoić potrzeby autoidentyfikacji i przynależności”[1].
Dotychczas mówiono o sekularyzacji, czyli zeświecczenia życia społecznego. W XX wieku religia miała mieć coraz mniejszy wpływ na nasze życie. Modernizacja ekonomiczna i społeczna przybrała globalną skalę, a na całym świecie zaobserwowano odrodzenie uczuć i nastrojów religijnych. Nastąpiła nie tylko ekspansja starych religii w nowe rejony świata, ale przede wszystkim powracanie do tradycyjnych ich form i nadawania im nowego, współczesnego znaczenia. Również wschodnie prądy religijne i filozoficzne nabrały nowego wymiaru. Odrodzenie i popularność zwłaszcza niezachodnich religii, jest przykładem antyzachodnich nastrojów w określonych społecznościach. Jest wyrazem odrzucenia nie nowoczesności, ale zachodu kojarzonego z zdegradowaną konsumpcyjną i materialistyczną kulturą. Powstawanie nowych ruchów może być uważane jako naturalny cykl rozwoju religii, ponieważ gdy jej zinstytucjonalizowana forma nie odpowiada nowym warunkom społecznym najczęściej następuje odłam od jej głównego nurtu, redefinicja jej doktryn lub ich całkowite odrzucenie. Obecnie wiele osób sprzeciwia się zinstytucjonalizowanym religią, traktując je jako coś narzuconego z góry i ograniczającego wolność. Ich funkcjonowanie traktują jako oderwane od realnego życia. Nowe ruchy stają się atrakcyjne, ponieważ przystępuje się do nich dobrowolnie. Jest to indywidualna decyzja każdego wolnego człowieka, która staje się wyrazem jego własnego światopoglądu. Uczestnictwo w takich ruchach i wspólnotach jest sposobem obrony przed homogenizującą globalizacją. Jest środkiem na wyrażenie swojego własnego indywidualizmu, a zarazem sposobem na wyłamanie się z tradycyjnych struktur, które przestają być odpowiednie dla ponowoczesnego człowieka. Stają się one również przestrzenią do pełnej ekspresji swojej osobowości i pełnej samorealizacji.
Diabeł tkwi w szczegółach
Aby nasz umysł nie skostniał warto zapoznawać się z różnym tunelami rzeczywistości, czyli innymi sposobami odbierania i rozumienia świata, w którym funkcjonujemy. W przeciwnym razie obcując z osobami, które posiadają te same semantyczne wdruki co my, wzmacniamy się wzajemnie w jednowymiarowej wizji świata. W praktyce przytakujemy sobie myśląc, że świat działa i funkcjonuje tak jak nam się wszystkim wydaje, a przecież nie możemy popadać w skrajność i myśleć, że wszyscy wkoło praktykują jogę, bo taki obraz świata wyłania się na przykład z mojego profilu na facebooku. Dlatego warto sięgać po różne źródła informacji. Jeżeli uważasz się za konserwatystę warto czasami sięgnąć po bardziej liberalne czasopismo. I odwrotnie. Takie ćwiczenie można również wykonać rozmawiając na konkretny temat z ateistą i osobą głęboko wierzącą lub z artystyczną duszą i osobą prowadzącą biznes. Dzięki takiemu mentalnemu treningowi możemy chociaż na chwilę wejść w inny tunel rzeczywistości i zrozumieć przestrzeń wykreowaną przez inne umysły (dziękuję Kasiu za „Tygodnik Powszechny”!). Sztuką jest wyjść poza oba obozy i dostrzec, że żadna ze stron nie ma do końca racji albo ją ma, ale tylko na gruncie własnych założeń. Sztuką jest również dostrzeżenie gdzie w tym wszystkim znajdujemy się my.
Kierując się takim intelektualnym ćwiczeniem sięgnąłem po lekturę książki „Niebezpieczna joga” wydanej przez miesięcznik Egzorcysta. Książka ta, a później filmy dokumentalne, wywiady i „świadectwa” zabrały mnie w bardzo nietypową podróż po meandrach ludzkiego umysłu. Odniosłem wrażenie, że osoby negatywnie wypowiadające się na temat jogi żyją w świecie podszytym lękiem. O ile strach jest czymś oczywistym, ponieważ boimy się zawsze czegoś konkretnego, to w przypadku lęku jego natura pozostaje nieokreślona. Ta zła emocja staje się tłem każdego doświadczenia. Osacza i paraliżuje powodując, że boimy się żyć i poznawać świat, boimy się wyzwań i tego co nowe. Lęk nie ma nic wspólnego z prawdziwymi zagrożeniami, a wynika tylko z tego co sami projektujemy w naszych głowach. Gorzej jeżeli ta projekcja jest rzutowana na otoczenie, bo wtedy nie dosyć, że zatruwamy własne życie to robimy to z życiem innych osób. W parze z lękiem idzie podejrzliwość i brak zaufania do innych ludzi. Lęk pochłania również dużo energii, zabierając siły na inne bardziej istotne rzeczy. Okazuje się jednak, że wśród pewnej grupy ludzi istnieje wewnętrzne przekonanie, że zło nieustnie czai się za rogiem, a w koło jest mnóstwo duchów, demonów i energii, które tylko czekają żeby zawładnąć naszym życiem. Najwyraźniej jestem zbyt ufny i otwarty i być może zbyt długo trwałem w swoim własnym tunelu rzeczywistości nie widząc, co się dzieje w koło. Wydaje mi się, że aby wypowiadać się na dany temat należy posiadać nie tylko elementarną wiedzą w danej kwestii, ale przede wszystkim własne doświadczenie. Inaczej powielamy opinię innych, a sami stajemy się zwykłymi ignorantami.
Niebezpieczna joga
Z wspomnianej książki dowiedziałem się, że „duch jogi”(!?) rozbija małżeństwa, zachęca do aborcji, zabójstw i odciąga ludzi od Kościoła. Dowiedziałem się, że medytacja ma wiele wspólnego z paleniem marihuany, że Beatlesi promując Medytację Transcendentną Maharishiego wysłali wiele osób do piekła. Jest tam również dużo innych ciekawych smaczków, które zostawiam czytelnikom do własnego wglądu. W książce pojawiły się również teksty posiadające pewien walor merytoryczny, jednak ich argumentacja nie do końca wydaje się spójna logicznie. Jednym z przykładów jest powtarzający się wiele razy wątek mówiący o tym, że joga jako element obcy kulturowo jest całkowicie nieadekwatny i niespójny z naszymi zachodnimi normami, wartościami i stylem życia. Oczywiście jest to założenie sugerujące, że wszyscy żyjemy w tym samym mentalnym świecie i posługujemy się tym samym systemem aksjonormatrywnym. Wartości i normy kultur wschodnich oparte są na myśleniu kolektywnym, w którym rola wspólnoty i zbiorowości jest istotniejsza od jednostki. Jest to dość opozycyjne w kontekście naszej zachodniej kultury indywidualistycznej. Mamy inne podejście do autorytetów, różnimy się poziomem konformizmu i asertywności, poczuciem czasu, kanonami piękna, inne wartości dają nam poczucie szczęścia i zadowolenia, inaczej rozwiązujemy problemy czy opiekujemy się osobami starszymi.
W książce notorycznie pojawia się argument mówiący o tym, że promowanie jogi na zachodzie jest nie tylko narzucaniem innej kultury, ale również związanej z nią duchowości i religijności. Chrześcijańska religia jest zakorzeniona w kulturze śródziemnomorskiej i jest adekwatna do naszej rodzimej mentalności. Podobne zdanie miał wybitny psycholog C.G. Jung który również zaznaczał, że praktyki duchowe Wschodu są całkowicie nieadekwatne do mentalności człowieka zachodu. Posiadamy inny zbiór archetypów funkcjonujących w nieświadomości zbiorowej i symbolicznie manifestują się one w całkowicie inny sposób. Stąd nigdy nie zrozumiemy czym są czakry, na czym opierają się wschodnie mity albo jakie idee obrazują bogowie, przedstawiani pod postacią zwierząt, zamiast patriarchalnego boga-ojca. Należy pamiętać, że Jung pisał o tym w połowie poprzedniego wieku. Nawet nie mógł sobie wyobrazić, że kilkadziesiąt lat później poprzez komunikację, globalizację i Internet świat niebagatelnie się skurczy. Żyjąc w jednym mieście możemy spróbować chińskiej lub izraelskiej kuchni. Nosimy włoskie buty albo jamajskie dredy. Możemy uczyć się hiszpańskiego tanga lub brazylijskiej capoeiry. W dzisiejszych czasach mamy możliwość zapoznawania się z każdą kulturą, nie wspominając już o podróżach, które pozwalają z nimi żywo obcować. Europejczykom wychowywanym w epoce wiktoriańskiej taki tygiel kulturowy był nie do wyobrażenia, nie wspominając o możliwości przyswojenia obcych norm i wartości. W omawianej pozycji jogę określono jako narzędzie ekspansji kulturowej i religijnej, dlatego powinniśmy się jej stanowczo sprzeciwiać. Jednak śledząc historię cywilizacji zauważamy, że taki sam proces odbył się poprzez przymusową chrystianizację. Tego samego dokonywał kościół niszcząc pierwotne religie i wprowadzając chrześcijaństwo do Ameryki czy Afryki społecznościom posiadającym przecież odmienne uwarunkowania mentalne i kulturowe, których historia nie miała nic wspólnego z historią narodu wybranego. Czy zatem joga, której tradycja zakorzeniona jest na Wschodzie jest faktycznie formą ekspansji hinduizmu, a może egzotycznym towarem skomercjalizowanym przez konsumpcyjną kulturą, a może faktycznie odpowiedzą na potrzeby współczesnego człowieka Zachodu?
„Świadectwo”
Wracając jednak do głównego wątku z zainteresowaniem oglądnąłem „świadectwa” osób, które poprzez jogę zostały opętane. Przykładem jest Agnieszka Gryncewicz i jej wypowiedź w programie „Świadkowie – Joga może być groźna” . Faktem jest, że w swojej wypowiedzi miesza jogę z tarotem i reiki wrzucając wszystko do jednego worka pod nazwą „diabelskie i zakazane”. Pani Agnieszka po dwóch miesiącach praktyki zaczęła odczuwać przepływ energii między nią a nauczycielem, doświadczyła telepatii, wpływała myślami na inne osoby. W nocy śniły się jej ohydne orgie seksualne i koszmary, w których kroiła ludzkie mięso i spożywała je. Wybuchała złością na swoje dziecko, a nawet na osoby, które przypadkiem dotknęły jej maty. W markecie uśmiechała się do puszek, bo uważała, że jest częścią kosmosu i jest z nimi połączona. Wszystko wskazuje na to, że praktyka jogi uaktywniła u niej „jogiczne moce”, nad którymi nie potrafiła zapanować.
Oglądając tą relację i jeszcze kilka innych odniosłem wrażenie, że oglądam jakiś spisek, w którym określone środowiska wykorzystują niewinne osoby do tworzenia polityki terroru i zastraszania. Coś w stylu „Jeżeli twoje dziecko ogląda Harrego Pottera, to wiedz, że coś się dzieje…”. Takie osoby przeszły ciężkie doświadczenia życiowe, być może jakąś formę załamania, bądź depresji i w odpowiednim momencie otrzymały określone wsparcie. Być może osoby te pierwszy raz w życia poprzez swoją historię stały się osobami znaczącymi dla innych, a być może mają poważne problemy psychiczne. Nie chodzi o konkretne osoby i ich biografie, tylko o samą produkcję takich materiałów. Ich tworzenie jest naginaniem i przeinaczaniem rzeczywistości. Jest strategią budzenia lęku i niepokoju wśród określonych środowisk. Jest również wykorzystywaniem ludzi, którzy przeszli trudne doświadczenia i zamiast zapewnić im określoną pomoc podtrzymuje się ich wiarę w urojenia, podkreślając ich realność i niebezpieczeństwo. I dlatego tworzenie takich materiałów wydaje się pod pewnymi względami nieetyczne.
Innym ciekawym przykładem demonizowania jogi i szerzej wschodnich technik pracy z ciałem jest wywiad z ojcem Dominikiem Chmielewskim, który przez długi okres życia trenował sztuki walki. Ojciec Dominik stwierdza, że praktyki te są bałwochwalstwem, ponieważ zgłębiając je zapominamy o najważniejszych rzeczach takich jak bóg czy rodzina. Dodatkowo podstępnie inicjują w duchowość i religie Dalekiego Wschodu oraz uczą otwierać się na „złe” energie. Ojciec Dominik uważa również, że praktykując jogę przestajemy być osobą, ponieważ wraz z praktyką zanika „ja” osobowe. Jeżeli nie ma „ja” to znika relacje z bogiem, który w chrześcijaństwie jest osobowy. Miłość może zaistnieć tylko i wyłącznie pomiędzy dwoma osobami, joga zatem zniszczy w nas zdolność do kochania i bycia kochanym. Faktem jest, że według filozofii jogi nasze ego jest czymś nietrwałym, tak samo jak ciało czy intelekt. Jest tylko narzędziem pomagającym nam realizować w życiu konkretne zadania. Jest iluzją ponieważ składa się z fałszywych lub nietrwałych elementów takich jak obraz nas samych, kompleksy, narzucone role, wykreowane tożsamości czy wyznawane ideologie. Naszą istotą jest „coś” co znacząco wykracza poza ego i może przetrwać nawet po śmierci (więcej w na ten temat znajdziesz w jednym z poprzednich moich artykułów „Kim jesteś? – jogiczna podróż w głąb siebie”).
Nie zgodziłbym się również z tym, że w momencie gdy uzmysławiamy sobie trywialność ego zanika w nas zdolność do miłości. Wręcz przeciwnie, dojrzała miłość pozwala nam kochać bezwarunkowo, dopiero wtedy gdy nasze potrzeby potrafimy odstawić na drugi plan. Kochać to wzbogacać własne istnienie, bez partykularnych rozgrywek ego, które pragnie jedynie przetrwać w niezmienionej formie. Erich Fromm w „Sztuce miłości” pisał, że musimy aktywnie pracować nad naszą osobowością i rozwojem osobistym tak, by najpierw zaspokoić miłość własną i następnie móc w pełni pokochać drugą osobę. Niezbędne do tego są skromność, odwaga, wiara i dyscyplina. Joga dokładnie uczy tych przymiotów, jak również uczy bezpośrednio miłości do siebie poprzez samoakceptację. Tylko gdy kochamy siebie jesteśmy w stanie pokochać innych prawdziwą, szczerą i bezwarunkową miłością.
Diabelska energia
Warto zastanowić się również nad naturą owych „złych energii” o których wspomina ojciec Dominik. Energię można rozpatrywać na wielu różnych poziomach. Pobieramy ją z pożywieniem i oddychając, a wydatkujemy wykonując konkretne czynności. Silne emocje również mają ładunek energetyczny – w chwili zagrożenia możemy czuć jej zastrzyk, możemy też czuć się wyczerpani energetycznie po burzliwej kłótni. W XX wieku okazało, że materia składa się z czystej energii, której ładunki odpychając się wzajemnie tworzą iluzje gęstej materii. Według nauk wschodnich energia zwana praną, chi lub manna pochodzi z wnętrza naszego ciała. Energie te są nieodłączną części istoty ludzkiej, a właściwe nimi zarządzanie pomaga harmonijnie rozwijać się we wszystkich sferach od fizycznej i emocjonalnej, po mentalną i duchową.
Jeżeli człowiek został stworzony na podobieństwo boga dlaczego miałby się obawiać energii, które są wytworem boskiej kreacji? Jeżeli byłby one zwykłym wymysłem szalonych umysłów wschodnich mistyków, to kościół nie powinni się ich obawiać. Jeżeli są czymś realnym to nauki kościoła milcząc na ich temat pokazują swoją lukę w wiedzy na temat istoty ludzkiej i jej konstytucji. Negowanie istnienia tych dziwnych energii lub zakaz ich eksploracji to wypieranie się natury ludzkiej i zaprzeczanie temu czym jest człowiek. W repertuarze swych praktyk kościół nie posiada żadnych technik, które uczyłyby manipulacji tymi energiami, nawet jeżeli byłyby dostępne tylko warstwie kapłańskiej. Kościół w takim razie nie może negować czegoś czego nie rozumie, wrzucając to do worka z kategorią „diabelskie”. Umiejętność zarządzania różnymi energiami we własnym ciele jest niezmiernie potrzebna do prawidłowego funkcjonowania. Doskonałym przykładem jest drzemiąca w nas energia seksualna. Jeżeli nie nauczymy się jej kontrolować i kanalizować jej tłumienie może prowadzić do różnych zachować patologicznych. Natomiast świadoma seksualność pomaga pogłębiać relacje z partnerem, stawać się człowiekiem bardziej świadomym siebie, własnych potrzeb oraz podnosić jakoś i radość z płynącą z życia.
Poznanie i wiedza to dwa filary wolności, które doskonale są zobrazowane w chrześcijańskim micie o Adamie czy w greckim micie o Prometeuszu. Mieści w nich jeszcze jedno bardzo ważne przesłanie mówiące o tym, że wolność niesie za sobą odpowiedzialność za własne czyny. Wolność we współczesnych czasach to jedna z najcenniejszych rzeczy jaką posiada człowiek. Paradoksalnie wyrażała się w walce o niepodległość, równouprawnienie czy zniesienie segregacji rasowej. Dlatego wolny człowiek powinien mieć prawo do zarządzania swoim życie według własnej woli, wykorzystując do tego takie praktyki czy energie, które dają mu wewnętrzne poznanie i jeszcze więcej wewnętrznej wolności. Niestety gdyby tak się stało zagroziło by to istnieniu wielu instytucji mających decydujący wpływ na nasze życie.
Więcej otwartości, a mniej strachu
Na koniec chciałbym przedstawić jeszcze wypowiedź pani Joanny Zabłockiej z Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Sektach, która w dokumencie „Czy joga może być groźna” zaznacza, że joga przyczyniła się do rozbicia wielu małżeństw. Po pomoc przychodzą zatrwożeni mężowie, których żony poprzez praktykę jogi przeszły przemianę – przestały się interesować mężem i wypełniać obowiązki domowe. No cóż, widocznie praktykują całe dnie i nie mają na nie czasu, a mężowie zamiast przygotować obiad (dla siebie, dzieci i ukochanej żony) wolą iść na skargę i szukać pomocy u innych osób. Jakoś już tak się dzieje, że joga budzi w kobietach pewność siebie, niezależność i większą świadomość swoich potrzeb i tego, co naprawdę czyni je szczęśliwymi. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić czy to joga przyczyniła się do rozpadu małżeństw, czy już wcześniej w małżeństwach pojawiała się jakieś problemy.
Jak to się potocznie mówi, co się raz zobaczy, to tego nie da się już odzobaczyć. Przejrzenie tych materiałów uświadomiło mi jak wiele niebezpieczeństw na mnie czeka. Czeka, ponieważ po 13 latach praktyki cieszę się świetnym zdrowiem i samopoczuciem. Doświadczyłem większego spokoju, głębszych wglądów w naturę mojego umysł, psychikę i osobowość. Stałem się bardziej otwarty, tolerancyjny i akceptujący w stosunku do siebie i ludzi których spotykam. Poznałem też mnóstwo fantastycznych ludzi o niepowtarzalnych osobowościach. Potrafię dostrzec w nich piękno, które przed praktyką jogi było dla mnie zakryte, a teraz wiem, że są to nieskończone, wyjątkowe i niepowtarzające się istoty, które niczym gwiazdy na nieboskłonie poruszają się po swoich własnych orbitach niesione własnym przeznaczeniem. Tworzenie takich „świadectw”, książek, dokumentów nie jest formą ostrzegania przed niebezpieczeństwem, ale formą zastraszania podszytego ksenofobią, strachem przed odmiennością i brakiem wiedzy. Czasami warto zanurzyć się w innym tunelu rzeczywistości i zobaczyć jak wygląda świat z innej perspektywy. Niedobrze jednak, gdy wyciąga się tylko takie wnioski, które ugruntowują nas w naszej „jedynie słusznej” perspektywie. W życiu nauczyłem się ze wszystkiego wyciągać pożyteczną lekcję, dlatego podejdę do tematu poważnie i potraktuję wszystkie czyhające niebezpieczeństwa jako praktykę mindfulness – będę bardziej uważnym i ostrożnym na czyhające zagrożenia…
[1] M. Libiszowska-Żółtkowska, Metodologiczne problemy nowych ruchów religijnych, w: Nowe Ruchy Religijne. Wybrane problemy, pod red. Z. Stachowski, Warszawa – Tyczyn 2000
Przeczytaj też >> drugą część << artykułu
Skoro już tu jesteś...
...mamy do Ciebie prośbę. Coraz więcej osób czyta artykuły na portalu Bosonamacie.pl, znajduje tu także informacje o ciekawych warsztatach i wyjazdach.
Nasz portal działa na zasadach non-profit, nie jest firmą, ale efektem pracy i zaangażowania grupy pasjonatów.
Chcemy, by nasz portal pozostał otwarty dla wszystkich czytelników, bez konieczności wprowadzania opłat za dostęp do treści.
Dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą. Wesprzyj nas na Patronite! Nawet symboliczne 10 złotych miesięcznie pomoże nam tworzyć wartościowe treści i rozwijać portal.
Jeśli nasz artykuł był dla Ciebie pomocny, ciekawy lub po prostu lubisz to, co robimy – kliknij logo poniżej i dołącz do grona naszych patronów.
Każde wsparcie ma znaczenie. Dzięki Tobie możemy działać dalej!
Dziękujemy!